piątek, sierpnia 17, 2007

O tym, jak strasznie jest w Holandii

R-Pyszczek, wiadomo, spędza tegoroczne wakacje pracując ciężko na tak zwanym Zachodzie. Pracuje wprawdzie na cefałkę, a nie na chleb, dom, dzieci, psy, samochody, ale nie znaczy to bynajmniej, że R-Pyszczek ma w tej swojej Hadze życie jak w Madrycie. O nie! J- to wie, bo spędza właśnie u R-a jeden wakacyjny tydzień.

W trakcie tego tygodnia R- oczywiście chodzi do pracy. Praca jest straszna, ponieważ zaczyna się o dziewiątej rano a kończy o osiemnastej. Osiem godzin plus przerwa na lancz. R-Pyszczek musi w związku z pracą wstawać o ósmej rano (stęk..), pościelić kanapę (stęk..) i chodzić na autobus, z którego przesiada się potem na tramwaj, żeby w czterdzieści minut (stęk...) dojechać do biura. Tak długo, bo R-Pyszczek mieszka na najprawdziwszych na świecie suburbiach. Zajmuje pokoik w domku szeregowym (w Holandii nie ma innych domków, dom wolnostojący jest instytucją nieznaną), na parterze, z oknem na ulicę, po której nic nie jeździ, i na pelargonie, które codziennie podlewają opiekunowie domu.


Na suburbiach jest okropnie poprawnie. Wszyscy przechodnie mówią sobie hujemiddah (dzień dobry), niezależnie od tego, czy się znają, czy nie. Rowerzyści mają miny, jakby nażarli się prozaku, a psy nie robią kup. Koty wolnochodzące mają obroże, a zabudowa przypomina domek Lotty z ulicy Awanturników z Miasteczka Astrid Lindgren.

Jeszcze straszniejszy jest sam dom (guzik, żaden dom - kurnik), w którym mieszka R-. Dom jest wynajmowany czterem osobom. Każdy ma swój pokój, natomiast kuchnia i łazienka są dzielone. Zgodnie z prawem holenderskim, które przewiduje jakieś niesamowite przywileje dla najemców zamieszkujących lokal dłużej niż 6 miesięcy, dom jest wynajmowany lokatorom tylko na krótsze-niż-półroczne okresy. Domem opiekują się dwie starsze osoby, biały starszy pan i biała starsza pani, zatrudnione specjalnie przez białe starsze małżeństwo właścicieli domu. Dodajmy, że cała czwórka mieszka w pobliżu domu. Biały starszy pan, na oko siedemdziesięciolatek, jest odpowiedzialny za router bezprzewodowy, który biali starsi ludzie trzymają zamknięty na strychu, żeby nikt nie ukradł. Kiedy router się zawiesza, biały starszy pan przychodzi go zrestartować. Dodajmy, że tylko on może restartować router, ponieważ jest za niego odpowiedzialny. W tym celu biały starszy pan wdrapuje się na strych, otwiera kluczem drzwi do pokoju z routerem i odłącza go do prądu. R- wymyślił lepszy sposób restartowania routera. Wchodzi spod przeglądarki na interfejs routera (który, a jakże, jest niczym niezabezpieczony) i po prostu klika ,,reset''.

Oprócz internetu, do zakresu kompetencji białego starszego pana należy też mycie od zewnątrz okien R-Pyszczka, aby się błyszczały i było przez nie widać (mimo że R- w ogóle ich nie odsłania) oraz mycie zlewu kuchennego i chowanie gąbek i myjek do szafki. Na holenderskich przedmieściach, jak się bowiem okazuje, zostawienie na zlewie wyciśniętej myjki jest istnym faux pas. Myjkę/gąbkę/cokolwiek wilgotne należy schować do szafki, jak poucza holenderski know-how, aby tam stęchło spokojnie w ukryciu, zamiast suszyć się na widoku.

Biała starsza pani, która współopiekuje się domem, jest odpowiedzialna za pralkę. Otóż pod schodami stoi pralka, z której mogą korzystać lokatorzy domu. Aby jednak z niej skorzystać, lokator musi wcześniej zadzwonić i się umówić na prąd. Chodzi bowiem o to, aby lokatorowi potrącić za pranie dziesięć euro. A jak najłatwiej skontrolować, czy lokator zrobił pranie? Należy odłaczyć od pralki prąd i pobierać opłatę za każdorazowe włączenie. Prąd od pralki włącza się na zamkniętym strychu (tam, gdzie stoi router), dzięki czemu żaden niepożądany, nieuczciwy lokator nie może sobie pozwolić na praniową samowolę.

Biała starsza pani opiekuje sie też mikroskopjinym ogródkiem na tyłach domu. Ogródek jest odpicowany jak cholera - stoją w nim gipsowe kaczki, doniczki z ziołami, ławeczka, krasnale, bógwieco. Ogródka z ulicy nie widać - widać go tylko z okien sąsiadów. Oczywiście, do ogródka NIE można wchodzić, jak się jest lokatorem - wchodzić tam może tylko biała starsza pani i biały starszy pan.

Czego jeszcze nie można? Zostawiać jedzenia poza lodówką - nieważne, że jest zamknięte w garnku, apetyczne i nie śmierdzi. 100% szans, że biały starszy pan takie jedzenie wstawi w całym garze z pokrywką do grubego worka na śmieci i postawi w schowku na pralkę - trudno pytać, w jakim celu...

Nie można też używać łazienki po 22, ponieważ nie, i spuszczać klapy od sedesu - ponieważ jest przykręcona (celowo) do ściany. Bógjeden wie po co.

Na podstawie obserwacji samych tylko suburbiów J- ma już miliony argumentów na poparcie tezy, że R- jest w tej całej Holandii strasznie biedny i że ma jak najzdrowsze powody, aby odczuwać nieszczęście. W porównaniu z Belgią...

Tam trzymało się router na korytarzu - i nikt nie kradł, można było siedzieć w ogródku, za małe pranie płaciło się 4 euro (za dwunastokilogramowe - 8), psy robiły kupy, na murach stało wielkie graffiti "vuur en vlamen voor de staat", a czarne dizajnerskie ziomy grały pod Pyszczków domem w kosza w rytmie teknobałnsu puszczanego z otwartego samochodu.

Pyszczki strasznie tęsknią za Belgią, tą oazą normalności...

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

dosyć przykra ta holandia... amsterdam suxx, haga suxx, a mnie tam ciągnie i ciągnie. chyba po prostu pojadę i sprawdzę, czy nie ściemniata.

Anonimowy pisze...

To ja nie jade dalej i zostaje w mojej ukochanej pyrlandii! Pranie kosztowalo 1,5 euro, suszenie 1 euro, a jakby komus szajba odbila i podniosl ceny to sa jeszcze pralnie publiczne...
A teraz bede miala wlasna praleczke :) we wlasnej kuchni, z normalna stojaca suszarka w pokoju. Choc suszarka automatyczna tez jest, stoi w piwnicy i kazdy lokator moze z niej skorzystac.
Ale ja bede podnajemca w mieszkaniu, ktorego wlascicielka jest moja potencjalna tesciowa, wiec to sie chyba nie liczy? ;)

turzyca

Anonimowy pisze...

"Pyszczki strasznie tęsknią za Belgią, tą oazą normalności..."

oj, nie myslalam, ze kiedys cos takiego uslysze ;) lubie ten kraj, nie zasosi sie, zebym go opuscila, ale do normalnoscie im daleko ;)

Anonimowy pisze...

nie wiem w jakiej holandii jesteście skoro nie znacie domków jednorodzinnych.......