piątek, sierpnia 25, 2006

O najlepszej imprezie w życiu Pyszczków, czyli o weselu

W ostatni piątek w życiu Pyszczków wydarzyło się Coś przez wielkie C: Pyszczki wzięły się i pobrały. I choć wydarzyło się jeszcze wiele innych godnych uwagi rzeczy - na przykład Pyszczki kupiły sobie super hiper extra laptopy optimusa i zrobiły pierwsze w życiu fondue, - to sakramentalno-świeckie ,,tak'' wypowiedziane przed dostojną kierownicą szczecińskiego USC, żeniącą szczecinian od mniej więcej okrągłego stołu będzie stanowić główny wątek owego posta. A o laptopach i fondue będzie kiedy indziej.

J-Pyszczek ma w ogóle garść refleksji dotyczących ślubów i wesel. Po pierwsze, wszelkie mrożki i gombrowicze mogą się schować przy farsie, jaką jest ślub cywilny w polskim USC. Na wejściu gości witają rozkraczone na zydelkach urzędnice, a facet w turkusowym garniturku i siateczkowych butach, z mocnym alkoholowym wyziewem, zajmuje się przeganianiem wszystkich z jednej sali do drugiej. Za ślub nie można zapłacić kartą -- a rzecz jasna, żaden młody pan ani panna gotówki przy sobie nie nosi. Kierownica Urzędu, niedość, że ma prezencję woźnej albo w najlepszym razie nauczycielki przysbosobienia obronnego, sili się na patos i udaje księdza, co, z racji prezencji, po prostu nie ma prawa jej wyjść. W rezultacie czego J-Pyszczek nie może się kulturalnie wzruszyć, tylko dostaje spazmów płaczośmiechu.

Po drugie, wesela wyzwalają w najbardziej niepozornych znajomych głęboko skrywane pokłady śmiałości, sprawiając, że wszyscy bawią się czadersko. Taki R-Pyszczek na przykład na ogół nie cierpi tańczyć, gdyż uważa to za czynność stresującą i usztywniającą. Jednak już po kilkunastu minutach przymuszonego tradycją tańcowania R- wywijał namiętnie piruety ze wszystkimi dziewojami, stając się tym samym księciem parkietu -- królem niestety nie, bo w tę rolę wcielił się sam Wielki Człowiek ze Szczecina, który w trakcie siedmiu dziewcząt z albatrosa rozerwał sobie na tyłku spodnie. Utalentowanym tancerzem okazał się także Mariusz, którego to Amelka skutecznie podrywała czułym ,,masz szluga?'' Za to Mareczek, którego na tak zwany pierwszy rzut podejrzewa się raczej o predylekcje techno-dresiarskie wyszedł na niesamowicie wręcz klasycznego weselnika w garniaku i koszuli.

Po trzecie, dobrze jest, gdy na weselu nie ma wódy. Pyszczki przewidziały to i poiły gości winem i piwem, dzięki czemu pierwsze zgony nastąpiły w okolicach 23.00 a nie 17.00. Stan upojenia gości był jednak niegorszy niż byłby w wersji wódczanej, a pierwsze miejsca w rankingu ubzdryngolenia zajęli ex aequo Wielki Człowiek i Rudobrody, którego kelnerzy mieli podobno prześladować zawołaniem ,,Ej Dawid, chcesz bronka?''Wielki Człowiek natomiast, za namową Siostry Wielkiego Człowieka, został wrzucony do sadzawki, co wziął za świetny otrzeźwiający żart, a nie, jak chciała prowodyrka, za wyraz nieokrzesania współczesnej młodzieży.

Po czwarte, weselnicy po pewnym czasie doznają upośledzenia percepcji. Rudobrody na przykład, opuszczając knajpę szepnął Amelce na ucho, że cieszy się, że wyszła za Ryśka, będąc oczywiście święcie przekonanym, że Amelka jest J-Pyszczkiem. Co nie było prawdą -- Amelka i J-Pyszczek są siostrami. Z kolei Czarna, która jest kuzynką R-Pyszczka i przy okazji, jak się potem okazało, jakąś strasznie skandalizującą feministką szczecińską, usiłowała zmolestować najpierw Wielkiego Człoawieka a potem Radka, który jest piętnastoletnim kuzynem J-Pyszczka i interesuje się głównie szachami i nożną piłką. Skutkiem czego Radek się Czarnej przestraszył i resztę wieczoru przebawił z Amelką i choć wcześniej zarzekał się, że nie lubi dziewczyn, to z Amelką wykonywali jedne z najśmielszych na parkiecie pozycji (z nóżkami między nóżkami na czele).

Po piąte, dobrze jest gdy wesele odbywa się na wolnym powietrzu, bo goście są wówczas rześcy i trzeźwo zrauszowani a nie skiśniali, spoceni i spruci. Wprawdzie na pyszczkowym weselu przez czas pewien lało jak z cebra, ale szybko się wypogodziło i można było tańcować, zakąsając winko grillowanym żarełkiem.

Póki co, niestety nieostre i nieliczne zdjęcia z najbardziej czaderskiej, najlukśniejszej i najfajniejszej imprezy w życiu Pyszczków dostępne są tu, ale trzeba mieć nadzieję, że niebawem szanowni goście podrzucą Pyszczkom resztę i wtedy zdjęć będzie więcej.

I na koniec jeszcze: Pyszczki składają wszystkim weselnikom podziękowania za przybycie, prezenty i przede wszystkim przednią zabawę oraz niezapomniane wrażenia! No i liczą, że niebawem, w ramach rozpoczętej właśnie akcji ,, Stop kociej łapie'' następni znajomi się pożenią i imprezę będzie można powtórzyć.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Kurczę, ja się dziwię, że jakoś Swojej Żony nie mogę w domu znaleźć, że tak cicho i tylko kabel od laptopa pod drzwiami idzie... a Żona w najlepsze pisuje sobie posty na bloga! Zamiast wraz z mężem romantyczną kolację zjeść na przykład...

Anonimowy pisze...

Szopa weź nie marudź. laptop fajna rzecz (sam bym se kupił), a ślub jeszcze fajniejsza (sam bym się ożenił)...