niedziela, marca 26, 2006

Fatalna kondycja J-Pyszczka

J-Pyszczek jest ostatnio w fatalnej kondycji. R-Pyszczek mówi, że to dlatego, że jest marzec, a wiadomo, w marcu jest chujowa pogoda, STOEN robi odczyty liczników, a sąsiad zaczyna wiosenny remont. Więc niby jest to jakiś tam argument.

Ale jednak J-Pyszczkowa fatalna kondycja ma trochę bardziej gruntowne podłoże. Wszystko zacząło się od tego, że J-Pyszczek musiał pójść na dietę (z przyczyn, o których nie może tu pisać, bo R-Pyszczek sobie nie życzy). Rzecz jasa, ta cała dieta to była jedna wielka ściema (choć bardzo męcząca psychicznie, bo zmuszająca do ciągłej samokontroli) polegająca na dwukrotnym zjedzeniu usmażonych mrożonych warzyw (bo są zdrowe) i ograniczeniu cukru z dwóch łyżeczek na kubek do jednej i pół. Niemniej jednak, dieta wycisnęła na psychice J-Pyszczka duży ślad, bardzo duży, a co gorsza J-Pyszczek rzeczywiście schudł trochę, bo mu teraz spadają spodnie, co sobie kupił w ferie w Szczecinie z promocji i przez to nie ma w czym chodzić.

Kolejnym krokiem prowadzącym nieuchronnie J-Pyszczka do fatalnej kondycji było postawienie hipotezy (przez R-Pyszczka wprawdzie, ale wspólnie z J-), że być może J-Pyszczek ma adehade. Chodziło o to, że za szybko zasypia (zanim R-Pyszczek zdąży zgasić komputr; a do tego jeszcze nad książką), za szybko się nudzi (bo ucieka ze stołów do gry na kurniku) i nie może się skupić na swoich sprawach, tylko cały czas zagaduje R-Pyszczka, gdy ten gra w Europe Universalis. Hipoteza jak dotąd nie została sfalsyfikowana i to wycisnęło jeszcze większy, niż dieta, ślad na J-Pyszczku.

Są jeszcze oczywiście inne ślady, które dorzucają swoje trzy przysłowiowe grosze do całej tej fatalnej kondycji J-Pyszczka: WIELKI człowiek ze Szczecina i jego koncepcje odnośnie do nieswoich karier naukowych (czytaj: Pyszczków); to, że się przestało ściągać z emula, bo R-Pyszczek ciągle go wyłącza i mówi, że się od niego chechła internet; to, że jedyne ciekawe zajęcia J-Pyszczka to makroekonomia (no, nawet na wykład chadza);a już czarę fatalnej kondycji przelewa to, że J-Pyszczek musi malować paznokcie na czerwono (R-Pyszczek mu kazał) i jest przez to cały czas nabuzowany, no bo czerwony to jest, co tu dużo ukrywać, bardzo buzujący kolor.

Ale: nie jest aż tak źle, bo J-Pyszczek odkrył w sobie wczoraj pomysł na życie. Otóż J-Pyszczek napisze powieść, taką lekką i głęboką, w sensie że, jak to mówią, pojemną treściowo, i tam będzie o wszystkim: o WIELKIM człowieku ze Szczecina, o KaPeTrzy, o żonkach, o dietach, o radach instytutu, o nowym tutorze J-Pyszczka, o znajomych Pyszczków; no po prostu o wszystkim. Do tego, J-Pyszczek uczyni swoje życie prywatne dobrem konsumpcyjnym (i to do tego stopnia, że będą je musieli wziąć do jednego koszyka z innymi dobrami kultury, żeby rzetelnie wyliczyć inflację); a wiadomo, życie prywatne nieźle się sprzedaje, więc J-Pyszczek zarobi strasznie dużo pieniędzy i kupi sobie dom z kartonogipsów na suburbiach, po sąsiedzku ze swoim nowym tutorem, i będzie mógł zająć się pracą naukową.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Kibicuję z całych sił! Mam nadzieję, że zrobisz wielką karierę, zarobisz dużo pieniędzy i uwiedziesz nowego sąsiada;)

Anonimowy pisze...

Ładne pomysły, Pyszczku, ale: nie do końca przemyślane. Nie wzięłaś pod uwagę, że mieszkanie na suburbiach koło tutora wiązałoby się z pracą w Jedynym Takim Uniwersytecie na Świecie, czego nie chcemy. Suburbia wawskie poza tym nie są suburbiami sensu stricto, ponieważ nie dają możliwości całorocznego korzystania z basenu w ogródku.

Anonimowy pisze...

mogę Ci działkę sprzedać, niedaleko lasu oczywiście;)

Anonimowy pisze...

etam, do dupy takie mieszkanie na wsi (sam mieszkam, więc wiem co mówię). lepiej zaqp sobie podniebny apartament: http://www.viviun.com/AD-29221/
http://burjdubai.flipcorp.com/content/tower_skyliving.asp