poniedziałek, marca 27, 2006

O tym jak Pyszczki zaczynają tydzień

Pyszczki strasznie nie lubią poniedziałków, a to z tej przyczyny, że nie dość, że muszą wstać wcześnie (na 9:45), to jeszcze muszą wstać tylko po to, żeby zmarnować czas.

Poniedziałek zaczyna się u Pyszczków budzikiem - ale nie zwykłym, irytującym budzikiem, co robi zwykłe, irytujące pi-pi-pi-pi, tylko takim super hiper ekstra lukśnym radiobudzikiem, w którym się włącza radiotokefem. No i dlatego właśnie Pyszczków poniedziałek zaczyna się przeraźliwym pierdoleniem Janiny Paradowskiej o tym, że jest źle, jest fatalnie, następuje upadek, a co gorsza, będzie jeszcze gorzej.

Jak już Pyszczki nie wytrzymają skrzeczenia Paradowskiej i wstaną, żeby ją wyłączyć, to wykonują czynności rozruchowe (czyli ablucje, papierosek, kawka) i wychodzą na autobus linii turystycznej, który w okropnym ścisku i przy włączonym na maksa ogrzewaniu zawozi je na samo KaPeTrzy.

I tam właśnie następuje półtorej godziny straty czasu. Otóż Pyszczki wstają w poniedziałki tylko i wyłącznie po to, żeby wziąć udział w seminarium koncelebrowanym przez pewnych dwóch panów. Seminarium sponsoruje wyrażenie ,,tak naprawdę'' i pojawia się ono tam nawet częściej, niż wyrażenie ,,w szczególności'' w ostatnim tekście Paśniczka w Filozofii Nauki (J-Pyszczek liczył: średnio 3 ,,w szczególności'' na akapit).

Generalnie rzecz biorąc dotychczasowe półtora semestru zajęć doprowadziło słuchaczy do następujących wniosków:


  • pokazując nieskończoność należy lekko podskakiwać;

  • teoria mnogości ma kształt odwróconej choinki;

  • ale ZF+aksjomat wyboru ma już inny kształt, bałwanka;

  • dwie proste równoległe przecinają się za tablicą (tylko ani jeden ani drugi pan nie mogą tego pokazać, bo w zakładzie obowiązuje niepisana umowa, że nie rysuje się po ścianach)



Ale dzisiejsze posiedzenie przeszło wszelakie Pyszczków oczekiwania. Otóż okazało się, że ostateczną instancją co do podstaw matematyki jest tzw. ,,standardowy filozof z ulicy'', a do tego istnieje wiele różnych matematyk, z których jedna upadła z hukiem z powodu Goedla, który to odmawiał pod koniec swego życia przyjmowania pokarmów, bo bał się, że otruje go nie kto inny, jak Hilbert. Co więcej, wyrażono dziś ubolewanie z powodu tego, że ,,standardowy matematyk z ulicy'' nie widzi potrzeby zdeklarowania się jako zagorzały intuicjonista/formalista/realista; a ruinującą Pyszczków wizję świata konkluzją była pełna żalu uwaga jednego z prowadzących, że istnieje taka jedna rzecz na świecie, której nie da się opisać przy użyciu pojęcia zbioru i że ową rzeczą jest ocean (nie powiedziano który).

W każdym razie, po odsiedzeniu 90 minut w zakładzie, Pyszczki udają się zapchaną linią turystyczną do domu, żeby odespać wczesną porę i pomyślec o przyszłości, czyli między innymi o tym, że wtorki są jeszcze chujowsze, bo trzeba wstać na ósmą i to na zajęcia z etyki.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Sprostowania R-Pyszczka:

Filozof z ulicy nie jest standardowy, a zwykły (to duża różnica, szczególnie, że Podskakujący Panowie uparli się mówić ,,standartowy'' a nie standardowy). Odpowiednia figura retoryczna idzie jakoś tak: ,,No ale wiedzą państwo... Weźmy takiego zwykłego filozofa z ulicy -- on na pewno nie uważa, że {tu wstaw krytykowany pogląd}''.

Poza tym Pyszczki nie mogą się doczekać, aż zadany na wspomnianym seminarium okaże się tekst mówiący o tym, jak zamknąć lwa w klatce... W różnych różnych matematykach, rzecz jasna.

Anonimowy pisze...

A czemu ocean??

Anonimowy pisze...

Ale mnie ominęło... I po co chodzić na zajęcia, jak J wszystko opisze?

Anonimowy pisze...

A myślałam, że w drugim semestrze będzie lepiej...

Anonimowy pisze...

Pewnie dlatego, że ocean jest duży, mokry i zimny, ergo nieopisywalny matematycznie (zapomniałem dodać, że faluje). No i są w nim ryby, ośmiornice i wieloryby.

Anonimowy pisze...

A odpierdolta się od Paradowskiej :]