piątek, marca 31, 2006

O tym, jak Pyszczki planują kariery

Dzisiaj J-Pyszczek, jak wracał razem z Kazikiem z macroeconomii, wydobył od niego strasznie frapującego niusa. Otóż Kazik już zadecydował, że wystartuje w takim konkursie, że można zostać dyplomatą w UeSA i, co więcej, aksjomatycznie go wygra; a potem pojedzie do amabasady IV RP w Waszyngtonie za friko razem z Karoliną i będą mieli dzieci, które będą chodziły do takiej lukśnej szkoły dla dzieci dyplomatów i będą je odbierali z tej szkoły samochodem z napisem CD.
J-Pyszczek, rzecz jasna, jak tylko przyszedł do domu, sprzedał niusa R-Pyszczkowi i razem podjęli decyzję, że definitywnie Kazikowi kibicują w realizacji planów co do jego dyplomatycznej kariery.

Ale i jednocześnie coś w Pyszczkach zawibrowało. No bo co: taki Kazik już wie, jak i gdzie będzie robił karierę, żeby zarobić na rodzinę. A Pyszczki na razie ufnie patrzą na Ojca Dyrektora z nadzieją, że może kiedyś J- i R-Pyszczkowi zleci ćwiczenia z semiotyki albo i jakąś fuchę w sekretariacie, jak już będzie rektorem, załatwi. Zawsze też można liczyć (choć z dyżym prawdopodobieństwem przeliczenia się) na Wielkiego człowieka ze Szczecina, który, o ile się nie wyciurla z odpowiednich struktur towarzyskich, może za te trzy, cztery lata uruchomi swoje siły, by osadzić rodzinę na ciepłych posadach najwybitniejszej uczelni wyższej na ziemiach odzyskanych (byśmy wtedy dostali z R-Pyszczkiem duże, stumetrowe mieszkanie). Jest jeszcze ścieżka kariery, którą wyznacza nowy tutor J-Pyszczka, który jest podobno wschodzącą gwiazdą (tak mówi Ojciec Dyrektor) i trzeba spodziewać się, że niedługo zacznie tak błyszczeć, że może i jakieś profity z pławienia się w jego blasku na J-Pyszczka spadną.

No ale i tak, w porównaniu z planami Kazika, to Pyszczki to są mali gracze na śliskim boisku. Dlatego więc Pyszczki sięgnęły pamięcią do wczoraj (w zasadzie J-Pyszczek sięgnął) i przypomniały sobie (w zasadzie J-Pyszczek przypomniał), że przecież wczoraj natknął się w internecie na taki konkurs, że można w nim wygrać strasznie dużo strasznie prestiżowych nagród, plus prawdziwy, merytoryczny, a do tego płatny staż w jakiejś strasznie dużej firmie, w młodym, dynamicznym, zgranym i otwartym zespole. Pyszczki pomyślały, że pal licho staż, firma i zespół, ale bynajmniej nie pal licho kasa. No bo: skoro tam dają kasę (min. 1800/m-c brutto), a nie tak jak u tych niedouków z pierwszego radia informacyjnego, no to trzeba tam wystartować, wygrać i kasę zgarnąć. J-Pyszczek już policzył (choć nie były to skomplikowane rachunki), że jak oba Pyszczki wygrają dwumiesięczne praktyki w wakacje, to zgarną 7200, czyli plus J-Pyszczka stypendium ministra, to hoho, będą miały kasy jak lodu i wreszcie se wezmą ślub.

Ale J-Pyszczek pomyślał jeszcze bardziej perspektywicznie, znaczy się, długofalowo. Otóż J-Pyszczek wygra aksjomatycznie, po prostu, ten konkurs na staż; od razu powali wszystkich na kolana; od razu będą chcieli z nim podpisać umowę o pracę z trzymiesięcznym okresem wypowiedzenia; rychło okaże się, że J-Pyszczek ma niesamowitą smykałkę do brandingu, zmysł marketingowy i że jest wyjątkowo kreatywny, a do tego wszystkim zaimponuje jego silny kręgosłup moralny i to, że jest taki strasznie stanowczy, no i znienacka awansują J-Pyszczka na strasznie ważnego dyrektora, tak jak Lynnette Scavo w drugim sezonie. A potem będą o J-Pyszcku pisać w różnych pisamch branżowych, że jest strasznie ważny. A potem się dalej zobaczy.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

jeszcze odnośnie do tego samochodu z napisem "CD": on będzie miał ponadto niebieską tablicę! och!...

Anonimowy pisze...

Niewolnicy Systemu!