poniedziałek, września 18, 2006

O strasznie strasznych maszynach i mechanizmach, których używa się w Leuven

Odkąd Pyszczki aklimatyzują się w Leuven, co i rusz okazuje się, że żeby proces aklimatyzacji przebiegł pomyślnie i uwieńczył się sukcesem, Pyszczki muszą opanować obsługiwanie jakichś strasznie strasznych maszyn.

Wczoraj na przykład R-Pyszczek kupował w muzycznym sklepie harmonijkę chromatyczną, czyli taką, że można zagrać wszystkie nutki. Harmonijka była wprawdzie tańsza, niż taka sama harmonijka w sklepie na metrze centrum, i całkiem dobrego brendu, bo w końcu Hohner, ale zapłacenie za nią było nie lada sztuką. W Leuven mianowicie to nie jest tak hop siup do przodu, że się daje panu w sklepie swoje maestro i on przeciąga nim po terminalu. Oj nie. Tutaj się samemu przeciąga kartą po takim specjalnym rowku w takiej specjalnej maszynie. A maszyna jest nietrywialna, bo jest w niej kilka rowków -- każdy na inny rodzaj karty. I trzeba wiedzieć, do którego rowka kartę wsadzić, którą stroną, w jakim kierunku przeciągnąć i co wpisać na klawiaturce. I dopiero jak się to wszystko wie, to można sobie kupić harmonijkę.

Dzisiaj natomiast Pyszczki odkryły belgijskiego kerfura -- tuż obok stacji BP, nazywa się GB (żeby się kojarzyło z Brytanią) i można w nim kupić różne rzeczy z jedynką (na przykład małże w zalewie za jedno erło). Pyszczki robiły sobie małe zakupki i oto natknęły się na niesamowicie dziwną maszynę -- maszynę do krojenia chleba. Bo chodzi o co -- w Leuven nie można sobie tak o po prostu kupić pokrojonego chleba, na przykład schulstadta. Nie -- trzeba kupic cały zwykły chleb i wsadzić go do takiego specjalnego urządzenia z zębami, gdzieś nacisnąć, gdzieś przekręcić i wtedy ze środka wychodzi poslajsowany chleb. Pyszczki jeszcze ni wiedzą, gdzie trzeba nacisnąć/pokręcić, dlatego kupiły sobie w ikei nóż, żeby kroić chleb w domu samemu.

Co innego jeszcze zdumiało dziś Pyszczki. Otóż mówi się w Polsce, że emigrują na zachód kasjerzy. I niby dlatego teraz, w kerfurach, teskach i żanach, są takie starszne kolejki -- bo kasjerów brak. Jak dla Pyszczków, to ta wielka emigracja kasjerów na zachód to jest jedna wielka ściema. Bo na zachodzie już dawno wymyślono maszynę, która -- o tak! -- zastępuje kasjera.

Nazywa się self-kasse i dzisiaj Pyszczki natknęły się na nią podczas małych zakupków. W rzeczonym kerfurze obok BP są aż cztery takie self-kassy i normalnie korzystaja z nich całkiem starsze panie i całkiem starsi panowie. A wygląda to tak, że się samemu wykłada na taśmę rzeczy, potem się te rzeczy pika pod takim czerwonym światełkiem, a potem się wkłada do odpowiedniej dziurki monety, albo banknoty, albo się przeciaga po odpowiednim rowku odpowiednią kartą i wklepuje odpowiedni pinkod. I nie ma przy tej self-kassie żadnych luster, co to się w nich odbija, czy ktoś nie przeciąga niezapłaconej gumy do żucia pod ladą, i nikt nie stoi i nie patrzy, czy klient dobrze wszystko odpiknął. Co więcej, o paradoksie, self-kassy są zlokalizowane w strefie bezbramkowej, czyli teoretycznie można wyjść i nic nie płacić i żadne bramki piszczeć nie będą.

Pyszczki nie skorzystały jeszcze dzisiaj z self-kassy, bo instrukcja obsługi jest niestety po tuziemskiemu, a Pyszczki jeszcze nie panimają po ichniemu. Ale na dniach Pyszczki muszą wypróbować to egzotyczne urządzenie, bo coś im się wydaje, że można by zbić kokosy na imporcie takich self-kass do Polski.

Po zakupkach Pyszczki wróciły do domu i postanowiły napić się zakupionego (za półtora erło) bardzo dobrego piwa w litrowej butelce. I cóż się okazało? Otóż tutaj litrowe piwa nie są rozlewane do plastikowych butelek, ani do gigantycznych puszek a la faxe. Tutaj litrowe piwa pakuje się jak szampany! Otóż takie piwo, notabene wyborne, ma w szyjkę wciśnięty korek, a wokół tegoż ma obwiniętą drucianą zawleczkę. Bajer nieztejziemi, można by przywieźć takich piw trochę do Polski i na sylwestra ściemniać, że to dorato -- taniej by wyszło, a w smaku lepsze.

W kontekście skomplikowanych maszyn i urządzeń należy wspomnieć jeszcze o ,,nowoczesnym systemie bankowym''. Pyszczki się z początku śmiały, jak przeczytały w ulotce, że w Belgii jest ,,modern and efficient banking system''. No bo tak: bankomatów jak na lekarstwo, w większości sklepów nie akceptują maestro, a banki są czynne do 13oo. Ale to są standardy nowoczesności systemu bankowego w europie wyszehradzkiej. Tutaj wyznaczniki owej nowoczesnoći są, zdaje się, inne, bo primo, kasy w bankach są automatyczne -- zwą się bankomatic i można w nich ładować protony (bardzo dziwne urządzenia, które Pyszczki też będą mieć), wyciągać i wplacać gotówkę, robić przelewy i składać najkosmiczniejsze dyspozycje. W Polsce to takie cuś ma chyba tylko BPH. Secundo, maestro akceptują, ale tylko takie z czipem. Maestra, które wydają obecnie w ojczyźnie banki PekaoSA i BPH to są strasznie przestarzałe maestra. Tutaj używa się już prawie wyłącznie kart czipowych i niewiele sklepów ma terminale przystosowane do naszych antyków. Tertio, bankomatów jest jak na lekarstwo, bo w obliczu wszechobecnych protonów wydają się zbędne. Protony to są takie plastikowe, elektroniczne portmonetki, które można ładować w bankomaticach do 125 erło i którymi można kupować chusteczki higieniczne w kiosku, wkładając protona do specjalnego rowka i naciskając okej.

Co tu dużo pisać -- w Leuven jest mnóstwo bajeranckich maszyn. I są niemniej frapujące, niż młynki do kawy w sklepach sieci Jednota na Słowacji.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

hi, mam nadzieje, ze odebralas moja wiadomosc na gronie, bo ja nie wiem juz cos sie tam dzieje z ta skrzynka, a na moim mailu sie tez nie otwiera wiec *** W kazdym razie jakbys nie wiedziala to indeks z papierami wcisnelam sekretarka, one czekaja na oryginal zeby UW moglo przyjac do wiadomosci zes ty nazwisko zmienila. Ciesze sie, ze macie mieszkanie. b ladne w gruncie rzeczy i ogordek jak w afryce conajmniej ;-)

Anonimowy pisze...

kasy samoobslugowe sa teraz w hipermarkecie na Woli
ale stoja hostessy i pomagaja obslugiwac :P

Anonimowy pisze...

Ale maja ladne mieszkanko, co M? A tak na marginesie, czemu sie nie podpisujesz, robaczku?:-)

Anonimowy pisze...

ja tam tylko dodam, że fajnie się czyta takie opowieści z dalekich zachodnich obsych krajów...