niedziela, października 22, 2006

O białku zwierzęcym w Belgii

Dzisiaj J-Pyszczek zdał sobie sprawę, że jednej rzeczy tak naprawdę w tej Belgii mu brakuje, brakowało i brakować będzie - świni. Pyszczkom tęskno bowiem za tak zwanym prawdziwym mięsem, J-owi za schaboszczaczkiem w złocistej panierce albo sznycelkiem, takim jak robi Cioteczka Ziutka, a R-owi za ozorkami w sosie chrzanowym. Problem w tym, że Pyszczków to będzie może tutaj na świeżą, surową świnię stać, jak skończą studia i zaczną nieźle zarabiać na programowaniu w prologu. Póki co, Pyszczki muszą się zadowolić surogatami mięsa prawdziwego, czyli białkiem zwierzęcym poniżej 20 euro za kilogram (czyli tylu, ile stoi w Belgii kilo wieprza). Nie jest jednak aż tak źle, jak mogłoby się wydawać i Pyszczki mięso jedzą. Zasmakowały bowiem w koniu, krewetkach i małżach.

Koń występuje w Belgii na ogół w postaci steków, pasztetu i salami. Na ogół firmowany znamienitymi markami ,,z jedynką'' (dostępną także w Polsce) i ,,Super GB''. Smakuje jak krowa, tylko bardziej łykowato. Kosztuje najmniej pośród mięs zwierząt ssąco-chodzących - surowy 12 euro za kilo, - bo jak wiadomo, koń całe życie sam pracuje na siebie.

Drugie najtańsze białko zwierzęce to krewetki z Tajlandii w postaci świeżej (jak oni to robią?). 6 euro za kilogram, czyli w cenie polędwicy w Polsce - można wcinać tonami. Krewetki z Morza Północnego, takie większe, szaro-różowe i nigdy niemrożone, bo bliżej hodowane, kosztują niestety więcej, niż świnia. Dlatego Pyszczki robią rizotto na tajskich - jak się obficie podleje winem (3 euro za butlę), to i tak konserwantów nie czuć.

Trzecie natomiast białko najtańsze, w którym R-Pyszczek jest - z racji włoskich korzeni - zabujany na śmierć i życie to małże z Morza Północnego. Kupowane na świeżo, zalane wodą morską, kosztują od 3 do 7 euro za kilo i dlatego Pyszczki wreszcie stać. J- nie jest małżowym fanem - być może dlatego, że samice pyszczków nie gustują aż do tego stopnia w żyjątkach schowanych w muszelkach, co samce.

Dzisiaj właśnie Pyszczki przyrządziły sobie małże a la marinara, już po raz drugi w Belgii. Małże robi się tak: kupuje się je, potem się je sortuje pod zimną wodą. Algorytm sortowania jest prosty (dlatego J-Pyszczek SAM go napisał): 


kolejka zawiera wszystkie małże
while: {kolejka nie jest pusta
i są jeszcze jakieś nieposortowane małże}
do: weź pierwszego z wierzchu małża,
if: małż otwarty
then:
if: pęknięty
then: wyrzuć do śmieci
if: małż był w wodzie i jest otwarty
then: wyrzuć do śmieci.
else: wrzuć do miski z zimną wodą
i sprawdź, czy się zamknie.
else: wrzuć małża do naczynia N.
usuń małże w śmieciach i małże w N z kolejki;
dodaj małże w misce z zimną wodą na koniec kolejki.
if: wszystkie małże na durszlaku
then: przystąp do przyrządzania
else: kupiłeś zbyt tanie małże
i wszystkie są do luftu.

Sortowanie małży jest zajęciem typowo samczym (tak samo zresztą jak łowienie ślimaków i dzielenie tuszy). Przyrządzaniem natomiast mogą się już zająć dziewczynki. Trzeba bowiem podrobić czosnek i pietruszkę (w Belgii sprzedają już podrobioną - jest tańsza, niż w pęczku, zapewne dlatego, że do podrobionej można dorzucić trawę, algi i nieskonsumowaną paszę dla królików i nikt się nie pokuma). Czosnek plus pietruszkę trza podsmażyć na łyżce oliwy w dużym garnku o grubym dnie. Potem trzeba dolać białego, suchego wina - tak ze 200 mililitrów na dwa kilo małży powinno starczyć. Kiedy wino zagotuje się, należy dorzucić doń małże z durszlaka. Powinno się teraz garnek przykryć i na bardzo wysokim ogniu/prądzie gotować, potrząsając garnkiem co +-120 sekund, przez około osiem minut. I gotowe. Można wpieprzać, prosto z garnca, maczając w sosie winnym kawałki chleba (tak jak robił Jezus).

I UWAGA: małż, który nie otworzył się, mimo poddania termicznej obróbce, był najpewniej już wcześniej martwy, w związku z czem ma status padliny. Padliny ludzie nie jedzą, ergo małża zamkniętego się wyrzuca. Powinno wyjść coś takiego:

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

to żółte to jest mięsko???

Anonimowy pisze...

Wieprzowine mozna kupic znacznie taniej,niz 20 E/kg,nie przesadzajcie.
"prawdziwe" miesko to sie kupuje u rzeznika,a nie w markecie(a juz z pewnoscia nie w GB) ;)

ciao

Anonimowy pisze...

Jako fundamentalistyczny wegetarianin oceniam ten post skrajnie negatywnie...! Zamiast przejść na o wiele tańszą dietę bezmięsną, jakichś alternatyw małżowych szukacie, a nawet konia (!!) rozważacie jeść... A te małże są w ogóle humanitarnie łapane...?

Anonimowy pisze...

ad Uilenspiegel: a gdzie jest w Leuven ten rzeźnik, który sprzedaje schabowe na które mnie stać?

ad Michał: z tego co się orientuję, trzeba bardzo dużo życzliwości, aby proces odławiania małż nazwać “łapaniem”... No bo wyciąganie kawałka drewna z małżami z wody to chyba nie jest jeszcze łapanie...

Anonimowy pisze...

Hehe, spoko, zdanie o łapaniu nie było całkiem poważne :P

Anonimowy pisze...

Co Ty nie powiesz? :P

Za to w łikend będziemy w Amsterdamie, więc możemy się jakoś na piwie spotkać, jakbyś miał ochotę.

(Wyjścia do Zoo nie proponuję, bo zapewne ceny biletów zapewne by nas powaliły na kolana...)

Anonimowy pisze...

A tam gdzie teraz mieszkam sklepem osiedlowym jest minieuropa, wiec tez narzekam na ceny jedzenia - ale bez przesady - 80 zl to kosztuje kilo oliwek nadziewanych feta. ( a papryczek nadziewanych - 120 zi!). Ale znalazlam cos wspanialego - konfiture z platkow rozy.

Nie rozumiem, dlaczego w Polsce nie mozna dostac swiezych owocow morza, a wszedzie indziej - owszem.

Anonimowy pisze...

ja myślę, Agnieszko, że to dlatego, że Polska ma geograficznie rzecz biorąc status kraju o utrudnionym dostępie do morza. Czyli najbliższe świeże flupy morskie trzeba by sporwadzać z Niemiec, a niemieckiego przecież, jakeśmy krwiokościści WPolacy, jeść nie będziemy!